„Uśpili krowy i przywiązali w lesie do drzew” – brzmi sensacyjna „jedynka” jednego z tegorocznych numerów pisma „Pałuki i ziemia mogileńska”. Wielkie zdjęcie i tekst opisujący szokujące – zdaniem dziennikarza – zdarzenie. Oto w lesie rolnik siedział na krowie, wyglądało jakby ją dusił, towarzyszyło mu dwóch innych mężczyzn, a obok przebiegała uprawiająca jogging kobieta, która kocha zwierzęta i zawezwała policję.
Całe zdarzenie w lesie koło Nowej Wsi (gmina Jeziora Wielkie) dziennikarz opisał na okładce (hit numeru!) i na całej stronie gazety. Wydźwięk czegoś przypominającego artykuł miał być jednoznaczny: jakiś rolnik morduje w lesie zwierzę. Podpis pod jednym zdjęciem rodzi w nas empatię dla jakby umierającej krowy. Oto dowiadujemy się od dziennikarza, że przypadkowa biegaczka była świadkiem koszmaru, ale zadeklarowała, że zwierze uratuje i odkupi (jakby to była nota bene paczka papierosów i supermarket).
Dziennikarz jest trochę takim domorosłym reporterem (najwyższa z form dziennikarskiego rzemiosła) więc oddaje głos, ale nie tyle świadkowi zdarzeń, co… siostrze świadka, która przechodziła później akurat z tragarzami (lepiej by tego Bareja nie wymyślił) i dała żurnaliście wypowiedź.
„Siostra biegała. Zobaczyła samochód pickup i 3 łysych karków. Jeden stał na czatach, a dwóch dusiło krowę. Siostra się zatrzymała, zapisała numer rejestracyjny samochodu, poczekała aż odjadą. Podeszła do zwierzęcia i okazało się, że żyje, ale ma w boku dziurę, jakby miało jakiś zastrzyk robiony. Nie wiemy co to są za typy, więc nie ujawniamy swojego nazwiska”
– mówi wiarygodna dla dziennikarza Pawła Lachowicza siostra biegaczki. Nie ujawnia nazwiska, bo nie wie co to za karki, typy, w domyśle, niebezpieczni ludzie, a ona dba o swoje życie i bezpieczeństwo siostry; życie – w domyśle – zagrożone.
Sama uczestniczka zdarzenia (a nie siostra uczestniczki…) opowiedziała „dziennikarzowi” z kolei, że jeden mężczyzna stał przy samochodzie, a dwóch – według jej odbioru – znęcało się na krową. Była przekonana, że na jej widok czmychnęli zostawiając swoją ofiarę – krowę. I tak dalej i tak dalej…
Dziennikarz opisuje zdarzenie, a sensację wzmaga w jego artykule przyjazd straży leśnej, policji i zdjęcia smutnego zwierzęcia oraz rolnika, który nie wygląda jak Brat Pitt, ale jak… rolnik.
A jak było? UWAGA. Warto przeczytać. Oto mężczyźni ci to rolnicy i towarzyszący im zgodnie z prawem weterynarz (!). A nie czmychnęli po zobaczeniu zgrabnej skądinąd biegaczki, tylko pojechali po ciągnik i po chwili z ciągnikiem z naczepą na krowę wrócili na miejsce. Co dalej? Kobieta na widok gospodarza (opisanego przez Lachowicza z imienia i nazwiska, pomimo, że wydźwięk artykułu stawia go w roli dręczyciela zwierząt, który z nieznanych powodów poszedł do lasu z krową, by ją zadusić własnymi rękami…) krzyknęła „To on!”. Lachowicz tę dekonspirację przytacza z lubością. I tylko na koniec długiego artykułu stwierdza lapidarnie, że wszystko odbyło się ZGODNIE Z PRAWEM, bo rolnikowi uciekły krowy do lasu i dlatego właściciel zwierząt wezwał weterynarza, żeby ten je uśpił i żeby można było je przetransportować do gospodarstwa. Wielka sprawa na okładkę? Można to sprzedać z opisem jak to karki duszą krówkę, na widok biegaczki niby uciekają i potem nagle wracają po swoją ofiarę-krowę z ciągnikiem (żeby ją dusić w domu przy kawie i racuchach zapewne…).
A co najciekawsze, później okazuje się (czego jakoś dziennikarz nie ustalił albo nie chciał ustalić), że rolnik o czasowym uśpieniu zwierząt powiadomił powiatowego lekarza weterynarii, zlecił to zadanie profesjonalnemu weterynarzowi (to ten kark z artykuliku właśnie…) specjalizującemu się w leczeniu zwierząt gospodarskich, rozmawiał o swoich zamiarach z leśniczym, a jego cała wina zakończyła się upomnieniem, ponieważ gospodarz pisemnie nie poinformował lasów państwowych o dacie wejścia do lasu. O jakie wejście chodziło w ogóle? to proste. Rolnik z weterynarzem szukał zaginionych zwierząt, które uciekły do lasu by de facto – nie dręczyć je – ale RATOWAĆ. Tak, to co widziała kobieta-histeryczka to było ratowanie krów,a nie duszenie (co trzeba mieć w głowie, by myśleć, że ktoś zaprowadził do lasu krowę, by ją udusić?). Można w ogóle udusić krowę? dobre pytanie. No, ale jeśli poza joggingiem ogląda się w telewizji jedynie „Jelonka Bambi”, a zamiast dziennikarstwa tworzy się li tylko tkliwe artykuły imitujące informacje czy reportaże, to wychodzi mniej więcej tak jak w dość brukowej – jak widać – tym razem gazecie lokalnej z Mogilna, gdzie było w tym roku dość zwierzęco, bowiem na jej łamach hiena pisała o krowach…
Robert Wyrostkiewicz
(dziennikarz, redaktor naczelny magazynów „Spichlerz”, „Tożsamość” i „Na Psi Temat”, publicysta Dorzeczy.pl, członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, były wiceprezes Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy i były członek Rady Programowej Polskiego Radio „Radio dla Ciebie”)